... a wraz z nią w zeszłym tygodniu jakieś chrypkowo-katarowe wirusisko przyplątało się do Oli, następnie w niedzielę przeszło na mnie i tym samym niezniszczalna matka została delikatnie złamana. Całe szczęście jest Babcia, więc w chwilach kryzysu i silniejszego osłabienia mogę się położyć i zregenerować.
Mam nadzieję, że wirus pójdzie sobie precz i na Wojtusia już się nie przerzuci.
Tymczasem Wojtusiowi zachciało się dziś wejść pod stół. Posiedział trochę, porozglądał się i stwierdził, że jest psem Burkiem, który siedzi w budzie i prosi o kolację - kości. Kolacja w postaci kanapeczek-kosteczek została zatem podana zgodnie z życzeniem: