Już od kilku miesięcy w mojej głowie tworzył się plan całkowitego odzwyczajenia Wojtusia od smoczka. Całkowitego, bo częściowe już dawno nastąpiło, tzn. ze smoczka Wojtek korzystał tylko podczas snu. Ale i z tym czas najwyższy było skończyć, bo jednak prawie trzyletni chłopczyk ze smoczkiem w buzi, nawet tylko podczas snu, to jednak delikatna przesada. Chociaż podobno ja byłam uzależniona od smoczka jeszcze dłużej...
Mój smoczkowy plan wobec Wojtusia był taki, żeby od smoczka go oduczyć, ale w możliwie łagodny sposób, tzn. nie chciałam ja być tą niedobrą, która zabrała dziecku smoczek, najlepiej zatem byłoby, gdyby ze smoczka zrezygnował sam Wojtuś. I sam pomysł kilka miesięcy temu podsunęła mi wizyta u sąsiadów, których synek, rówieśnik Wojtusia, miał tzw. autko z pilotem (czyli samochód zdalnie sterowany), który zachwycił Wojtusia, ale nie miał już smoczka. Od kilku miesięcy zatem, za każdym razem, kiedy Wojtuś mówił, że chce mieć takie autko z pilotem jak Michałek, cierpliwie tłumaczyłam, że będzie je miał, jak już nie będzie miał smoczka, bo tylko duzi chłopcy bez smoczka mają autka z pilotem... Wojtuś zatem dojrzewał do podjęcia decyzji. Pomagałam mu w tym ja, pytając co jakiś czas, czy chciałby już mieć autko z pilotem... I w ostatnim czasie Wojtuś coraz częściej o owym autku wspominał. Podjęłam więc decyzję, że w ostatni weekend czerwca nastąpi rozstanie ze smoczkiem.
Już od poniedziałku o tym mówiliśmy, Wojtuś wiedział, że w sobotę (chociaż nie rozumie, co to sobota) zostawimy na balkonie smoczusia, przylecą po niego ptaszki, które oddadzą go jakiemuś małemu dzidziusiowi, a Wojtusiowi, za to, że jest taki dzielny, na pewno zostawią autko z pilotem. I wczoraj rano Wojtuś sam położył smoczusia na stoliku na balkonie, Ola w imieniu braciszka napisała do ptaszków list z prośbą o autko (życzeniem Wojtusia było, żeby autko było czerwone lub pomarańczowe, a ja zupełnie przypadkowo kilka dni wcześniej kupiłam takie autko w kolorze czerwono-pomarańczowym) i czekaliśmy. Na jakąś godzinę przed drzemką sprawdziliśmy i okazało się, że się udało, ptaszki smoczusia zabrały i zostawiły dla Wojtusia autko z pilotem. Oczywiście była wielka radość, zabawa, ochy, achy... aż nadeszła pora drzemki... I tu zdziwiłam się ja, bo byłam przygotowana na wielkie płacze i lamenty, błagania o smoczek, łzy jak grochy itd... I owszem, była mała łezka, była cichutka prośba, żeby jednak iść na balkon i zawołać ptaszki, żeby oddały nam smoczek, ale wiadomo, że to już nie było możliwe, bo smoczuś już był u innego dziecka... Więc po naprawdę lekkich trudach Wojtuś zasnął wtulony we mnie. Po przebudzeniu ze zdziwieniem stwierdził, że dało się jednak spać bez smoczka:) Wieczorem też nie było problemu, teraz przed chwilą też zasnął już sam bez smoczka:)
Myślałam, że będzie to o wiele trudniejsze. Chociaż może się mylę i kryzys smoczkowy dopiero przed nami? Na pewno przed nami kolejne wyzwanie, tj. pożegnanie z pieluchą. Za jakieś 2 tygodnie, żeby ochłonąć po smoczku:) To będzie pewnie o wiele trudniejsze, chociaż Wojtuś już prawie za każdym razem mówi, że robi siku, tylko nie zawsze chce poczekać na nocnik... Ale może i z tym jakoś sobie poradzimy.