poniedziałek, 17 czerwca 2013

Miniony tydzień...

...był dla nas dosyć intensywny. Oprócz naszych stałych zajęć, a więc: rehabilitacji w poniedziałek, czwartek i piątek, ćwiczeń ze mną, wtorkowego masażu profesjonalnego (bo ten nieprofesjonalny codziennie wykonuję ja), wyjścia na basen z Wojtkiem we wtorek i środę, wyjścia na basen z Olą w środę (było to możliwe dzięki przyjazdowi Babci), doszło kilka innych, równie absorbujących i ciekawych.
 
W czwartek wypadła nam wizyta u Dr Agnieszki Stępień i okazało się - ku mojej ogromnej radości - że Wojtusia plecki są w lepszym stanie niż były trzy miesiące temu! Dostaliśmy kolejną serię ćwiczeń, w tym na klatkę piersiową, nad którą trzeba pracować. Cóż, takie życie z SMA... Na tę wizytę wybraliśmy się z wózkiem elektrycznym, żeby Dr Stępień sprawdziła swoim okiem, czy wszystko jest w nim należycie ustawione (podnóżek, peloty, oparcie, zagłówek, podłokietniki...), tak więc Wojciech do CRF Orthos wjechał sam. Pani Iwonka, patrząc na mojego dzielnego rajdowca, nie kryła łez wzruszenia i stwierdziła, że chyba jeszcze nigdy nie widziała Wojtusia tak szczęśliwego...
 
W czwartek wieczorem natomiast ja, do tej pory gorliwa przeciwniczka wszelkiego wysiłku fizycznego, rozpoczęłam... swoją własną, nieprzymuszoną przez nikogo naukę pływania! I podobno całkiem przyzwoicie sobie radzę. Liczę na to, że dzięki temu będę swobodniejsza w wodzie z Wojtusiem, a i też na pewno skorzysta na tym mój kręgosłup.
 
W czwartek również, od rehabilitanta Wojtusia, otrzymałam zestaw ćwiczeń dla siebie, żeby wzmacniać mój kręgosłup i jak na razie przykładam się do nich w miarę sumiennie. Jak będzie dalej - czas pokaże:)
 
Sobota dla mnie, dla Wojtka i dla Babci upłynęła pod znakiem jazdy na drugi koniec naszego świata po zakup bucików - Cioci Justynce dziękujemy za polecenie sklepu:) Jarek z Olą natomiast i z naszymi kuzynkami byli Teatrze LALKA  na spektaklu "Cuda w budzie...", w którym w roli Czerwonego Kapturka wystąpiła 9 letnia Samanta chorująca na SMA. Treść spektaklu i jego przesłanie trafiały zarówno do tych najmłodszych widzów, jak i do tych znacznie starszych. Jarek mówił, że dawno już nie śmiał się tak beztrosko. Śmiał się do łez. Ale nie brakowało również łez wzruszenia, bo przedstawienie było naprawdę wyjątkowe. Żałuję, że tam z nimi nie byłam.
 
W niedzielę po południu całą rodziną pojechaliśmy do Oli do szkoły na piknik rodzinny. Wojtek kręcił się na swoim wózku, Ola zaliczyła w pędzie zderzenie z furtką, bo nie zmieścili się w niej razem z biegnącym tatusiem...
 
Ten tydzień zapowiada się nie mniej ciekawie, łącznie z weekendem, tak więc pewnie znów przez kilka dni nie będę miała czasu, żeby tu coś napisać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz