Nasze majowe wyjście na basen nie było jednorazową zachcianką. Mimo iż mnie naprawdę do basenu ani żadnej innej większej wody zupełnie nie ciągnie, zmobilizowałam się i przynajmniej na razie staram się być z Wojtkiem na basenie 2 razy w tygodniu, w planach mam natomiast 3.
Na basenie Wojtuś potrafi:
- machać swobodnie nogami
- machać rączkami
- chodzić po schodku po szyję w wodzie
We wszystkich ww. czynnościach oczywiście jest przytrzymywany przeze mnie.
- Stać SAMODZIELNIE po szyję w wodzie trzymając się rączkami brzegu basenu.
Oczywiście buzia uśmiechnięta od ucha do ucha:)
Skoro szło nam tak dobrze, podjęłam szaleńczą decyzję umówienia nas na indywidualne zajęcia z trenerem. Pamiętałam, jak skończyła się taka lekcja w zeszłym roku, więc umówiłam się z innym trenerem. Cóż, zachwycony to dziś Wojtek nie był, na jego przesłodkiej buźce uśmiech raczej nie zagościł, wróciły rozpaczliwe prośby o szybki powrót do domu... I chociaż to ja go cały czas trzymałam, a Pan Marcin próbował dyskretnie mi w tym pomoc, Wojtek bez przerwy powtarzał: "ja chcie do mojej mamy, ja chcie, zieby moja mama mnie ćsimała...". Tak, jakby ktoś inny go trzymał... Ale dzięki dzisiejszej lekcji już wiem, jak prawidłowo trzymać Wojtusia w wodzie, żeby to głównie jego ciało pracowało na brzuchu i na plecach. Pokopaliśmy sobie piłkę, poodbijaliśmy ją. Gdyby Wojtek był bardziej odważny, Pan Marcin zrobiłby z nim znacznie więcej. Nie poddajemy się zatem, umówiliśmy się jeszcze na kolejne zajęcia za tydzień. A jutro rano ruszamy sami na dalsze pluskanie.
No właśnie, z racji mniejszej ilości osób na basenie, ja z Wojtkiem zdecydowanie preferuję poranne wyjścia na basen. Nie wiem, czy to ma jakiekolwiek znaczenie dla niego, dla jego kondycji, ale swobodniej czujemy się rano. Nie jest jednak tak, że tylko Wojtuś korzysta z tej przyjemności. Wiemy przecież, że mamy też drugie dziecko, które też bardzo chce chodzić na basen i uczyć się pływać. Nasze plany były zatem takie, że ja z Wojtkiem wychodzę w tygodniu, a z Olą w weekend. Jednak okazało się, że może to wyglądać zupełnie inaczej, ponieważ jedni z naszych sąsiadów (otacza nas naprawdę wiele cudownych osób) zaproponowali, że mogą zabierać Olę na basen w środy późnym popołudniem (kiedy już Wojtek zjada swoją kolację i szykuje się do snu, a tata jeszcze ciężko pracuje...), ponieważ wożą swoje córeczki na lekcje pływania i to dla nich żaden problem. Tym sposobem wykupiliśmy dla Oli karnet i nasza starsza pociecha zaczęła chodzić na grupowe lekcje pływania 2 razy w tygodniu (w środy z Idą i Oliwią, a w soboty z nami). A ja nie mam wyrzutów sumienia, że przyjemność, jaką jest basen (nie dla mnie niestety, bo naprawdę boję się wody i czuję się w niej bardzo niepewnie) zapewniamy tylko Wojtusiowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz