Wojtuś urodził się 7 sierpnia 2010 r., dostał 10 punktów w skali Apgar, a
my, jego rodzice, czyli Asia i Jarek, byliśmy najszczęśliwsi na
świecie. Wreszcie po długim oczekiwaniu (takim jak na jego siostrę
Olę) mieliśmy drugie upragnione dziecko, a Oleńka wyczekanego braciszka.
Około 4 miesiąca życia, zwróciliśmy uwagę, że kiedy staramy się
podciągnąć delikatnie Wojtusia za rączki, jego główka zostaje w tyle…
Poszliśmy do neurologa, wykonaliśmy usg główki, skonsultowaliśmy się z
drugim neurologiem i od 6 miesiąca życia Wojtuś był rehabilitowany z
powodu wiotkości. I powoli, ale robił postępy, zaczął przewracać się z
plecków na brzuszek i odwrotnie, leżąc na brzuszku obracał się wokół
własnej osi, zaczął odpychać się rączkami i pełzał do tyłu, przyjmował
pozycję do czworakowania i bujał się do przodu i do tyłu. Systematycznie
chodziliśmy do neurologa, który potwierdzał, że wszystko jest w
porządku.
Kiedy Wojtuś skończył 9 miesięcy i nadal robił tylko to, co
wymieniłam, zaczęłam się niepokoić. Dziwne wydawało mi się to, że Wojtuś
nadal po posadzeniu nie potrafił utrzymać się w pozycji siedzącej, tylko
składał się w pół jak scyzoryk (Ola przecież pięknie siedziała w wieku 7
miesięcy), że łóżeczko Wojtusia nadal było na najwyższym poziomie i on
nawet jak chwycił za szczebelek, to nie podciągał się do góry…
Mówiono jednak, że nie ma się co niepokoić, po prostu jest wiotki, leniwy, ma taki temperament, że wszystko w swoim czasie itd. Nawet usłyszeliśmy opinię, że jest za mało sadzany…
Kiedy Wojtuś skończył 10 miesięcy i zaczął się czołgać, znów się uspokoiliśmy. Na krótko. Widziałam, że tu nie chodziło tylko o jego temperament, Wojtuś jakby nie miał siły. Leżał na brzuchu, machał nóżkami, uderzał nimi o podłogę, ale tak leciutko, delikatnie… Podczołgiwał się do czegoś, chwytał rączką, jakby chciał się wspiąć, ale rączka opadała… Przestał też przyjmować pozycję do czworakowania…I nadal nie siedział…To tylko kilka przykładów. Zaczęłam się bardzo denerwować, dlatego pojechałam z synkiem do kolejnego neurologa, który obejrzał Wojtusia, podotykał, postukał tu i ówdzie i zlecił wykonanie badań metabolicznych i genetycznych.
Mówiono jednak, że nie ma się co niepokoić, po prostu jest wiotki, leniwy, ma taki temperament, że wszystko w swoim czasie itd. Nawet usłyszeliśmy opinię, że jest za mało sadzany…
Kiedy Wojtuś skończył 10 miesięcy i zaczął się czołgać, znów się uspokoiliśmy. Na krótko. Widziałam, że tu nie chodziło tylko o jego temperament, Wojtuś jakby nie miał siły. Leżał na brzuchu, machał nóżkami, uderzał nimi o podłogę, ale tak leciutko, delikatnie… Podczołgiwał się do czegoś, chwytał rączką, jakby chciał się wspiąć, ale rączka opadała… Przestał też przyjmować pozycję do czworakowania…I nadal nie siedział…To tylko kilka przykładów. Zaczęłam się bardzo denerwować, dlatego pojechałam z synkiem do kolejnego neurologa, który obejrzał Wojtusia, podotykał, postukał tu i ówdzie i zlecił wykonanie badań metabolicznych i genetycznych.
Wyszłam z gabinetu
i rozpłakałam się. Wszyscy wokół mówili, że niepotrzebnie się
denerwuję, a ja chyba czułam, że coś się wydarzy.
Po kilku dniach
mieliśmy już pierwsze wyniki badań metabolicznych – prawidłowe. Uff,
kamień spadł nam z serc. Zaczęliśmy, zgodnie z zaleceniem, intensywną
rehabilitację, która przynosiła efekty. Wojtuś zaczął się szybciej
czołgać, siedział już samodzielnie, wydawało się, że rzeczywiście
potrzebował tylko intensywnej rehabilitacji.
Niestety, 18 lipca 2011 r.
otrzymaliśmy wynik badań genetycznych – rdzeniowy zanik mięśni. To było
jak wyrok. Tego dnia nasze życie wywróciło się do góry nogami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz