środa, 3 lipca 2013

Plac zabaw

Wczoraj odwiedziliśmy dawną opiekunkę Oli na osiedlu, na którym kiedyś mieszkaliśmy. Stare warszawskie osiedle, stare bloki (odnowione oczywiście), a na nich stare, ale ładnie pomalowane, place zabaw. Takie place zabaw, które powstawały pewnie około 30 lat temu i służą dzieciakom do dziś, być może wzbudzając złość niejednego rodzica, że są takie... zwyczajne, proste, wydawać by się może mogło, że toporne i mało zachęcające do korzystania z nich...
 
Dla nas jednak, a raczej dla Wojtka, właśnie ten wczorajszy plac zabaw był najfajniejszy na świecie. Dlaczego? Bo była na nim mała, wąziutka huśtawka zapinana na łańcuszek. Bo była na nim taka najzwyklejsza na świecie karuzela z siedziskami również zabezpieczonymi łańcuszkiem, mała, na której Wojtek mógł kręcić się sam (co prawda tylko do tyłu), odpychając się rączkami za koło przytwierdzone na środku. I nie trzeba było go podtrzymywać.
 
Wszędzie wokół kuszą nowoczesne, coraz bardziej udziwnione i aktywizujące dzieci place zabaw i takie też są na co dzień wokół nas. Te nowoczesne place są bardzo fajne, piękne, dzieciaki na nich szaleją i mają ogromne możliwości rozwoju. Przyznaję, na nich też da się znaleźć zabawki, z których Wojtek mniej lub bardziej może korzystać. Tylko, że huśtawki na nich to najczęściej same deseczki, opony, talerze albo szerokie i głębokie siedziska. Karuzele to też zupełnie inna bajka...  Miło było zatem wybrać się na "stare śmieci":)
 
 
 
 

2 komentarze:

  1. Cieszę się że Wojtusiowi się podobało.
    Fajnie by było gdyby wszystkie place były przystosowane dla choruszków

    www.likwidacja-barier.pl

    OdpowiedzUsuń