piątek, 28 września 2012

Troszkę ruchu


Minionej zimy podstępny atak SMA odebrał Wojtusiowi umiejętność samodzielnego siadania, klękania, przemieszczania się na kolanach, czołgania się i raczkowania. W ciągu dwóch miesięcy, tydzień po tygodniu na naszych, a głównie moich przerażonych oczach, uciekło wszystko… Strasznie to przeżyłam.

Wiosną sytuacja się ustabilizowała, kondycja Wojtusia nieco się poprawiła, nie odzyskał co prawda utraconej mobilności, ale zauważyliśmy, że jest trochę lepiej niż było.

A w ostatnim czasie Wojtuś…

Potrafi zjechać na pupie z klina, ale nie tak jak na zjeżdżalni, on z tego klina schodzi pupą, podpiera się po bokach rączkami, a jego tułów pracuje na prawo i lewo wykonując przy tym kawał ciężkiej pracy (tego nauczyła go ciocia rehabilitantka).

Siedząc na niskim stołeczku bez oparcia umie obrócić się na nim o 180 a nawet 360 stopni, oczywiście podpierając się rączkami np. o kanapę.

Dziś, opisany wyżej obrót (tylko podczas siedzenia na płaskim) wykonał w wannie podczas kąpieli.
Niby mała rzecz, a jednocześnie taka wielka i jak bardzo cieszy:)

piątek, 21 września 2012

Terapia zajęciowa i infekcji cd…



Mimo iż posiadamy całą masę najprzeróżniejszych zabawek o mniejszym bądź większym przeznaczeniu edukacyjnym  i Wojtuś mógłby mieć z nich wiele pożytku, średnio wzbudzają one zainteresowanie naszego synka. Książki też są tylko na chwilkę. O wiele bardziej pasjonują go: piloty, telefony, klucze, kalkulatory i wszelkie inne urządzenia. Znacznie dłużej niż zabawką jest w stanie zająć się np. przelewaniem wody z jednego kubka do drugiego, przekładaniem Oli koralików, wrzucaniem i wyjmowaniem monet ze skarbonki... Często stosujemy więc taką formę domowej terapii zajęciowej:).

Dziś podczas pionizacji zapragnął pobawić się grą Rummikub. Dotychczas zazwyczaj przekładał i rozrzucał dookoła siebie kostki, a dziś ochoczo przystał na moją propozycję poukładania ich na podstawce.

Nawet nie przypuszczałam, ile może mu to sprawić radości (nie wspominając już o korzyści). Z ogromnym przejęciem układał kostki i co chwilę wydawał z siebie entuzjastyczne okrzyki:

- Maaamo, kuuuje! (Mamo, dziękuję)
- Maaamo paś, ile mam! (Mamo, patrz, ile mam)
- Maaamo doooba mi się to! (Mamo, podoba mi się to)

Same achy i ochy, był zachwycony! 


Ja też byłam zachwycona:) 

Gdy sięgam pamięcią wstecz, przypominam sobie, jak mniej więcej rok temu mówiono mi, że Wojtuś będzie dostarczał nam wiele powodów do radości. Wtedy jednak naprawdę ciężko mi było w to uwierzyć. Patrzyłam  na niego wyłącznie litościwie przez pryzmat jego choroby i własnego żalu. Dziś, mimo iż żal w sercu jeszcze pozostał,  bardzo wzrusza mnie widok Wojtka cieszącego się każdym drobiazgiem, Wojtka przeżywającego w niesamowity sposób  najzwyklejsze czynności. W takich chwilach  cieszę się razem z nim, jak dziecko i mówię: Wojtek, jesteś cudowny:).

P.S.  Wojtuś nadal ma katar i pokasłuje. Wczoraj rehabilitant osłuchiwał go, ściskał i powiedział, że w płucach i oskrzelach nic nie zalega, wydzielina jest tylko w górnych drogach oddechowych. Jutro wizyta u lekarza. Niepokoję się, ale mam  nadzieję, że to wreszcie minie. I choć to dobrze, że Wojtek odkrztusza, to na dźwięk wojtkowego kaszlu dostaję gęsiej skórki.

środa, 19 września 2012

Domowe przedszkole

W związku z tym że większość naszych znajomych blokowych dzieci codziennie wychodzi do szkoły i przedszkola, o czym się na okrągło mówi, Wojtek też kilka razy dziennie stwierdza, że idzie "kola". Nie do szkoły, tylko właśnie do przedszkola. Skąd on może wiedzieć, że na szkołę jest jeszcze za mały?

Dziś było zatem w domu małe przedszkole.

Przedszkolak, czyli Wojtek, z plecakiem na plecach, w pozycji klęczącej przy łóżku, bawiący się klockami Oli i Pani Przedszkolanka - oczywiście Ola:)

Pani Przedszkolanka zadawała Przedszkolakowi pytania:

- Czym się teraz Wojtuś bawi?
- Lego!

- Przez co Wojtuś rozmawia?
- Kiefon!

- Czym Wojtuś otwiera drzwi?
- Kliutik!

Nie odpowiedział tylko na pytanie dotyczące kamienia.

Chociaż nie byłam bezpośrednim świadkiem zabawy, bo dzieci tak pięknie się sobą zajmowały, że mogłam spokojnie przygotować kolację, zatem relację zdała mi córka, po wyrazach twarzy dzieci widać było, że zabawa przypadła do gustu obojgu:)

Oby jak najczęściej chciały się razem bawić. Różnica wieku między nimi to 5,5 roku, sporo. Ale obecnie to jest właśnie ogromny plus.